"Koronę Himalajów" wspinacze wysokogórscy zdobywają po wejściu na wszystkie 8-tysięczniki tego pasma, natomiast „Koronę maratonów” osiągają biegacze po ukończeniu tego dystansu w Berlinie, Londynie, Chicago, Nowym Jorku i Bostonie. Wałbrzyszaninowi Witoldowi Radke niewiele już brakuje, by do swojego bogatego dorobku maratońskiego dopisać cenną koronę. Po przebiegnięciu ostatniego z wymienionych, pozostał mu już tylko maraton w największym poza ojczyzną skupisku Polaków.
- Jestem dumny z udziału w tak doniosłym sportowym wydarzeniu. To wielka radość i przeżycie. Cieszę się też, że sprostałem kolejnemu sportowemu wyzwaniu i że jestem już blisko celu, podobnie jak niewiele zostało mi już do przebiegnięcia maratonów w europejskich stolicach – powiedział Radke po powrocie ze swojego 67. maratonu i 64. zagranicznego.
Tradycyjnym miejscem startu, który zawsze odbywa się w poniedziałek, (stąd inna nazwa – Maraton Monday) jest miasteczko Hopkinton. W drodze do Bostonu zawodnicy mijają 7 miejscowości oraz inne znane ośrodki na trasie. Należy do nich żeński Wellesley College, gdzie maratończycy zawsze witani są przeraźliwym tumultem 3 tys. dziewcząt, które nawet…namiętnie obcałowują biegaczy – Aby uniknąć nadmiaru serdeczności, który mógłby wytrącić mnie z rytmu, musiałem trzymać się środka szosy – opowiada Radke. Na 35. kilometrze, który uchodzi wśród maratończyków za miejsce ciężkich kryzysów, znajduje się Heartbreak Hill, słynne Wzgórze Złamanych Serc, znane z amerykańskiej literatury i filmów. Aura okazała się życzliwa maratończykom – było słonecznie, ale nie gorąco. Poza tym utrudzonym biegaczom dodawało sił serdeczne przyjęcie obserwatorów, którzy licznie wylegli na trasę i muzyka orkiestr w każdej miejscowości.
Meta maratonu znajdowała się na centralnym placu Bostonu, w pobliżu gmachu Biblioteki Narodowej i najstarszego kościoła w mieście – Old South Church, gdzie w przeddzień zawodów odbywały się ekumeniczne nabożeństwa dla maratończyków. Na ostatnich metrach biegu zbudowano trybunę dla najważniejszych gości, a pozostali widzowie usadowili się po obu stronach ulicy, za metalowymi płotami. Pierwszy minął metę Etiopczyk Deriba Merga w czasie 2:08:42 przed Kenijczykiem Danielem Rono – 2:09:32 ,a trzecie miejsce zajął Ryan Hall z USA – 2:09:40. Wśród kobiet najlepszą była Kenijka Salina Kosgei – 2:32:16 przed Etiopką Dire Tune, która straciła tylko sekundę, a po biegu została odwieziona do szpitala. Trzecia była Amerykanka Kara Goucher – 2:32:25, a więc w kategorii mężczyzn i kobiet podium opanowali reprezentanci tych samych krajów. 65 – letni Radke w klasyfikacji generalnej zajął 10 509. miejsce (maraton ukończyło 22 849 biegaczy) z rezultatem 3:40:50, o 7 min. lepszym niż w Nowym Jorku. W swojej kategorii był 19. spośród 220 zawodników (zwyciężył Amerykani Tom Lemire). Inne dane dotyczące startu wałbrzyszanina mówią, że był 7853. wśród 13 547 mężczyzn. Pozostali z 23 Polaków byli w swoich kategoriach klasyfikowani niżej. W grupie wózków typu handbike triumfował Polak Arkadiusz Skrzypiński. Warto dodać, że mając numer startowy 18 571, nasz zawodnik musiał przedzierać się przez tłum ponad 8 tys. zawodników ustawionych na starcie przed nim.
- Nie było to łatwym zadaniem, gdyż w Bostonie nie startują frajerzy, ale przeważnie maratońscy rutyniarze. Tym większa moja satysfakcja, że się udało i że nie dałem się stłamsić rywalom – komentuje Radke. I tym razem pozostawił za sobą znanych dawniej biegaczy, m.in. czterokrotnego zwycięzcę maratonu w Bostonie w latach 70. XX w., Amerykanina Billa Rogersa, który osiągnął czas 4:06:49. Warto wiedzieć, że wywodzący się właśnie z Bostonu Rogers, w 1975 r. ustanowił rekord trasy, a zarazem USA wynikiem 2:09:55, chociaż aż cztery razy zatrzymywał się na punktach z napojami i raz, by zawiązać sznurowadło. Cztery lata później osiągnął czas 2:09:27, znowu bijąc rekord trasy i kraju. Rogers to też ” trofeum” pana Witolda.
- W październiku organizowany jest maraton w Chicago. Jeśli zdrowie pozwoli, postaram się w nim wystartować. Byłby to ostatni „diament” do „korony maratonów”. Potem pomyślę o kolejnych wyzwaniach – informuje Radke, który, póki co, szykuje się do startu we włoskiej Pizie. Pan Witold przy okazji startu zawsze zwiedza miasto z mapą i przewodnikiem po najciekawszych zabytkach w ręce. W Bostonie nie mógł pominąć słynnego Uniwersytetu Harvard.
Ostatnio od organizatorów Maratonu Nowojorskiego otrzymał informację, że został do tegorocznego zakwalifikowany bez losowania. – Mam oczywiście inne plany, ale zawsze jest przyjemnie odebrać taką wiadomość – stwierdza z satysfakcją.
Udział wałbrzyskiego długodystansowca w słynnym bostońskim maratonie, doszedł do skutku dzięki finansowemu wsparciu firm: PAKT, WAMAG i Camela SA. Ich prezesom: Bożenie Niewiedział, Andrzejowi Płonce i Januszowi Seńczukowi, Witold Radke serdecznie tą drogą dziękuje.
Andrzej Basiński / 30minut
Dwa tysiące osób, pracowników fabryki Toyota z rodzinami oraz zaproszonych gości uczestniczyło w jubileuszowym biegu sztafetowym Ekiden, który rozegrany został w minioną niedzielę na terenie zakładu. W biegu głównym wzięło udział 30 drużyn ośmioosobowych, czyli 240 zawodników.
czytaj więcejW sobotę, 29 sierpnia, w Świdnicy rozegrany zostanie I Świdnicki Bieg Dekoria. Jego trasa poprowadzi w godz. 10.30-15.00 m. in. ulicami: Słowiańską, Przyjaźni, Pionierów Ziemi Świdnickiej. W najbliższą sobotę biegacze mają do przebycia dystans 15 km, trzykrotnie pokonując trasę: Śląska – Pionierów – Park Centralny – Sprzymierzeńców – Polna Droga –Wałbrzyska – Słowiańska – Przyjaźni – Łąkowa – Sadowa – Śląska.
czytaj więcejPełnym powodzeniem zakończyła się wyprawa wałbrzyskiego długodystansowca Witolda Radke do włoskiej Pizy na swój 68. maraton (64. zagraniczny), gdzie okazał się najlepszy w swojej kategorii wiekowej M-65.
Maraton w Pizie zaliczany jest do światowej klasyfikacji AIMS i został zorganizowany po raz 11. Na starcie w miejscowości Pontedera (jednocześnie odbywał się półmaraton) stanęło 1200 biegaczy z kilkunastu krajów.
- Trasa była niezwykle malownicza i wiodła doliną rzeki Arno, u podnóża pasma górskiego, na którego szczytach usadowiły się średniowieczne zamki. Meta znajdowała się na najbardziej okazałym placu Pizy – Pizza dei Mirafiori, w pobliżu słynnej krzywej wieży i monumentalnej katedry Santa Maria. Warunki dla maratończyków były bardzo ciężkie, gdyż tego dnia temperatura w Toskanii przekraczała 30 st. C. i dawała się we znaki nawet zawodnikom z Afryki – opowiada pan Witold.
Ponad 180 śmiałków z całej Polski zjechało do Boguszowa Gorc, by stanąć na starcie XXI Nocnego Marszobiegu Górskiego Sudecka Setka. Zawody rozgrywane były na trzech dystansach: 42, 72 i 100 km. Pierwszy na mecie na boguszowskim stadionie zjawił się mistrz Polski w biegach górskich Daniel Wosik, który debiutował w nocnym maratonie.
Rywalizację na 100 km wygrał Mateusz Kłaczyński z Boguszowa Gorc, który pokonał trasę w 9 godzin i 47 minut. Najlepsza z pań - Dorota Woźniak z Koła - uporała się z dystansem 100 km w 12 godzin i 19 minut.
To był już VII bieg szlakiem uzdrowiskowym, jaki odbył się w Jedlinie Zdroju. Organizatorami wydarzenia było Jedlińskie Towarzystwo Sportowo – Turystyczne oraz firma LAPP Insulators. Pomimo niesprzyjającej pogody na starcie wyścigu zjawiła się prawie setka zawodników.
- Jedliński szlak uzdrowiskowy ma wiele atrakcji, a dla nas ma wielkie znaczenieto, że corocznie zjeżdżają do naszego miasta sportowcy z całego kraju - mówi Leszek Orpel, burmistrz Jedliny – Zdroju.
Po starcie biegu aura zmieniła się jeszcze bardziej racząc sportowców jeszcze większą ilością wody z nieba. Fakt ten sprawił jednak, że sam bieg stał się jeszcze bardziej ekscytujący. Zawody odbywały się na dwóch dystansach, 10 km – dla mężczyzn oraz 5 km dla kobiet. Sportowcy mieli do przebiegnięcia trasę na drodze szutrowej, jak również ścieżki leśne, a nawet górskie, prowadzące przez piękne rejony jedlińskich parków uzdrowiskowych.